Wyszukiwarka:
 




Poprzedni temat «» Następny temat
Artykuły o kierowcach ciężarówek
Autor Wiadomość
SergioZT 


Tym śmigam: Opel Astra F 1.6 8v
Uprawnienia: B
Wiek: 30
Dołączył: 31 Lip 2012
Posty: 19
Skąd: RŚL/Warszawa
Wysłany: 2012-08-12, 10:18   Artykuły o kierowcach ciężarówek

CAŁE ŻYCIE W SZOFERCE
Najpierw rzędy migających świateł, potem z ciemności wyłania się sylweta olbrzyma. - Uwaga tir! - W nocy na ten widok nawet doświadczeni kierowcy mocniej chwytają za kierownicę.

Mówią, że jak jeździsz na tirach piętnaście lat, to masz pięć procent odchyłu - Wojtek przegląda się w bocznym lusterku. - Niby fach jak każdy, ale to robota dla wariata. Człowiek za kółkiem dziczeje. Kiedyś kolega wrócił po miesiącu z Hiszpanii. Miał po drodze zabrać towar z Krakowa, ale pognał do Warszawy, sprawdzić, czy mu się żona nie puszcza, bo ktoś głupio zażartował. Chcieli go z roboty wywalić, że po kraju pustym tirem lata.

Najszybciej rozładuje mafia

Wojtek zanim został tirowcem, był rolnikiem. Miał gospodarstwo pod Jarocinem. Kiedyś zabrał się okazją dużym volvo. Przejechał tylko sześć kilometrów i złapał bakcyla. Śniła mu się droga. Rok później pracował już za kółkiem.

Teraz wiezie meble do Moskwy. Zajrzał do bazy Pekaesu w Błoniu pod Warszawą, bo boi się jechać sam. W dwa tiry raźniej. Dzisiaj, jak na złość, nikt nie jedzie w tym kierunku, za to koledzy częstują go najnowszymi historyjkami o mafii. Najgorsze są kursy na wschód z elektroniką, wódką i papierosami. W styczniu zaginął kierowca z tirem, wiózł telewizory z Hamburga do Moskwy. Znaleziono go w lutym, kiedy topniały śniegi. Leżał przy drodze z trzema kulami w głowie. Tir przepadł.

W sierpniu jeden z kierowców Pekaesu próbował uciekać przed mafią. Puścili serię po kabinie i wrócił bez oka. W tym roku do końca sierpnia w byłym ZSRR dwadzieścia razy napadano na polskie tiry. Mafia porwała kierowcę, który wiózł 20 ton krewetek. Trzymali go przez tydzień, zabrali pieniądze, dokumenty i puścili wolno.

Wojtek był już raz w Moskwie. Zaparkował w centrum, niedaleko gmachu parlamentu. Zapukał jakiś chłopak. On odkręcił okno, a tamten wlazł mu prawie do pasa: - Dwadzieścia marek, albo będziesz miał kłopoty. Wszyscy mi tu płacą.

Wojtek uzbierał tylko dziesięć marek, więc tamten ściągnął z półki dwie kasety magnetofonowe. Na wszystkich trasach na wschód i południe obowiązuje prawo bakszyszu. Tirowcy narzekają na skorumpowane straże graniczne.

- Żołnierze, celnicy włażą do kabiny i biorą co im się podoba: kiełbasę, papierosy, wódkę. Wszędzie trzeba płacić. Są dwa sposoby - poucza Wojtek - albo dajesz co chcą, albo ostro wsiadasz na takiego: "Gdzie twój naczelnik?".

Niedawno kolega Wojtka jechał gdzieś za Moskwę. Pobłądził i zadzwonił z posterunku policji do firmy, która zamówiła towar. Przysłali mu konwojenta. Na miejsce dotarł wieczorem. Był zadowolony z szybkiego rozładunku. Dopiero w Polsce dowiedział się od szefa, że rozładowała go mafia. Do dzisiaj nie wie, kiedy go przechwycili. Podejrzewa, że to policjanci dali cynk mafii.

Szef nas widzi

Specjalistą od tras na wschód jest Damian. Jego czarno-żółty tir-chłodnia należy do holenderskiego przewoźnika, ale w firmie pracuje kilku Polaków - obsługują kursy do byłego ZSRR. "Zachodniacy" nie chcą tam jeździć.

Damian z Częstochowy pracuje u Holendra drugi rok. W Polsce drogi są fatalne, więc chłodnie z Holandii jadą na Łotwę przez Szwecję albo płyną promem z Niemiec do Kłajpedy. Wracają przez Polskę, żeby zabrać ładunek powrotny.

Damian pokazuje techniczne ciekawostki - podgrzewanie postojowe i automatycznie podgrzewający się fotel. Ciężarówki jadące na niebezpieczne wschodnie trasy holenderski przewoźnik wyposażył w komputery pokładowe i łączność satelitarną. Monitor wyświetla mapy i plany miast z zaznaczoną trasą, a szef widzi swoje samochody na dużym ekranie w biurze, podobno z dokładnością do 100 metrów.

W schowku pod łóżkiem jest mała kuchenka i pełna lodówka. Zapas wody do picia musi wystarczyć na całą Rosję. A pancerna kasetka na pieniądze i dokumenty, zamontowana pod siedzeniem kierowcy, ma zabezpieczać przed kradzieżą.

DAF 95 360, którym jeździ Damian, ma fabrycznie wmontowaną blokadę prędkości, powyżej 85 km/godz. odcina dopływ paliwa i ciężarówka nie może szybciej jechać. Od stycznia automatyczna blokada ma obowiązywać w całej Europie.

- Na autostradzie, kiedy pół dnia jedziesz z tą samą prędkością, przydaje się "stały gaz" - kierowca pokazuje przycisk na desce rozdzielczej. - Nastawiasz sobie prędkość, a nogi na :arrow: kierownicy.

Doniczki z kwiatami

Siadam za kierownicą DAF-a.

- Tylko nie rób gwałtownych ruchów, bo możesz go położyć - poucza Damian. - Gdy tir wejdzie w poślizg, to koniec. Możesz ciągnąć za hamulec od naczepy i jednocześnie dodać gazu, żeby się zespół wyprostował, ale jak już naczepa idzie bokiem i zaczyna zagarniać, niewiele masz do zrobienia.

Na widok kilkunastometrowego ogona w bocznym lusterku rezygnuję z jazdy. Wracam na fotel pasażera, gdzie Damian zwykle wozi dużego pluszowego misia. Miśki-olbrzymy siedzące obok kierowców to ostatni krzyk truckerskiej mody.

W kabinie Damiana są nawet doniczki z kwiatami. Opowiada, że robią wrażenie na autostopowiczkach. - Po paru kilometrach są gotowe na wszystko.

Miłość w szoferce


Agata, austostopowiczka (objechała ciężarówkami całą Europę): - Wszyscy tirowcy mają obsesję supersamca. Co chwilę się do mnie przystawiali.

- Seks za kółkiem to poważna sprawa - uśmiecha się Damian. W Częstochowie ma dziewczynę i kilkuletniego syna, ale nie ma czasu się ożenić. Wie, że na kresach wschodnich "tirówki" są najtańsze - od 10 do 30 marek. Na zachodniej granicy Polki kosztują 50 marek, a dziewczyny zza Buga - 30 marek.

- Na Zachodzie dziewczyny nie latają po drogach, tylko czekają w klubach. Przewodnik po klubach kupisz na każdej stacji benzynowej.

Radio "Tir"

Tirówki, czyli "Serwis", chodzą zwykle na kanale drugim CB. Przed granicą i w pobliżu dużych miast w eterze robi się ciasno.

- Kiedy nie możesz znaleźć jakiejś ulicy, najlepiej skorzystać z pomocy taksówkarzy - mówi Damian. - "Ogólne dla taksówek, mobil prosi o pomoc", wołasz przez CB i cię zaprowadzą.

Taksówkarze są na dwójce, policja na dziewiątce, a 28 to ogólny kanał wywoławczy. CB to najlepszy sposób na przełamanie senności, która łapie za kierownicą. Rozmawiają o czymkolwiek - o dziewczynach, dzieciach, rodzinach, byle nie zasnąć.

Przez CB kierowcy ostrzegają się przed policyjnym radarem, olejem rozlanym na drodze i korkami. Ci, którzy zbliżają się do granicy, wypytują o długość kolejki. Nie wierzą w informacje radiowe, mnożą je zawsze przez dwa.

Psychologia szofera

Baza Pekaesu w Błoniu.

W zakładowej poradni zdrowia najwięcej o kierowcach wie pielęgniarka. Od dwudziestu lat przychodzą do niej po proszki uspokajające i traktują jak psychologa. Opowiadają o niewiernych żonach, kochankach i strzykaniu w kręgosłupie. Dawniej mocno zdenerwowani wpadali prosto z trasy i błagali o penicylinę. Teraz, kiedy można złapać AIDS, są bardziej ostrożni. Mają stałe sympatie w różnych miejscach Europy i proszą dyspozytora o kursy we właściwym kierunku.

- Większość naszych kierowców - opowiada pielęgniarka - nie lubi siedzieć w domu. Po dwóch tygodniach dzwonią albo przyjeżdżają do bazy i szukają roboty. Zdarzało się, że po przejściu na emeryturę kupowali stare kabiny i stawiali na działce. Młodym najbardziej dokucza rozłąka. Nieraz są tylko dwa, do trzech dni na miesiąc w domu. W małżeństwach najgorsze są pierwsze dwa lata. Jak przetrzymają, to potem się jakoś trzyma.

Żony marynarzy

Dzwonię do Anny Kośnej. Przed rokiem jej mąż Marek utonął na promie "Jan Heweliusz". Woził tirem masło z Finlandii.

- Zawsze czułyśmy się jak żony marynarzy - mówi spokojnie. Ma cztery córki i dom na głowie. - Kiedy nie wracał, dzwoniłyśmy do bazy. Dyspozytor wiedział, gdzie jest mąż i dlaczego jeszcze nie wrócił.

Dzisiaj mija 17. rocznica ich ślubu.

- Podjeżdżał tirem pod sam dom. Często wpadał jak do hotelu, brał ciuchy, żarcie i dalej w trasę. W tydzień po ślubie pojechał na Bliski Wschód. Przez dwa tygodnie stałam w oknie.

Gdy po roku urodziła się córka, Marek Kośny był akurat w domu. Przy następnych dwóch porodach był w trasie. Ale czwartą, najmłodszą córkę przyjął sam, bo Anna rodziła w domu.

- Żony kierowców są przyzwyczajone do myśli, że oni mogą mieć wypadek na drogach, ale nigdy się nie spodziewałam, że zginie na morzu... jak marynarz.

Och, Reńka, Reńka...

W biurze Krzysztofa Polaka, właściciela firmy transportowej z Warszawy, ściany obwieszone plakatami z tirami, na półkach miniaturki kolorowych ciężarówek: MAN-y, DAF-y, "renówki" i Mack - król amerykańskich szos. Na biurku parkuje czerwone Renault Magnum.

Prawdziwe Magnum, najnowszy nabytek firmy, stoi w bazie Energopolu, gdzie Polak trzyma swoich dziewięć czerwonych tirów. Kosztuje 3 mld zł, ma 500 koni pod maską i, jak twierdzą fachowcy, milion kilometrów do głównego remontu. Bez ładunku spala około 30,5 litra paliwa na 100 km.

Miłośnicy dużych ciężarówek, którzy co roku spotykają się w Chróścinie Opolskiej, przyznali Magnum Polaka tytuł Miss Trucker Country.

Miss jest dumą szefa i miłością kierowcy Jurka (mocna chrypa, wzorzysta koszula i krótki, fryzjerski wąsik).

- Gdyby szef zabrał mi Reńkę (tak w firmie mówią o "renówce"), nie wiem, co bym zrobił. To jest taki sprzęt, że głowa boli - Jurek dociska drzwi nadgarstkiem, żeby nie pobrudzić Reńki smarami.

Kabina Magnum, największa wśród europejskich trucków, ma płaską podłogę - można po niej chodzić jak po pokoju (w innych ciężarówkach trzeba przekraczać garb silnika).

- Samochód świadczy o człowieku - mówi Jurek poprawiając wzorzysty dywanik na podłodze. Z tyłu kabiny nad łóżkiem amerykańska flaga i dwa włochate miśki od córek - na szczęście.

Zachowaj odstęp

Szosa Warszawa-Poznań, trzy kilometry przed Kołem.

- Zobacz pan chama, jak się pcha - irytuje się kierowca Zenek. Naszą ciężarówkę wyprzedza czerwone BMW. - Pewnie chce, żebym mu zjechał na pobocze. Niedoczekanie, złapię piach i leżę w rowie, a on się nawet nie obejrzy. Potem w radiu znowu powiedzą, że kierowca tira zasnął za kierownicą i zjechał do rowu.

Raz już leżał na boku - w grudniu, tu niedaleko, za Kołem, pijany traktorzysta wyjechał z bocznej drogi.

Zenek jedzie do Francji. Ma w kabinie Matkę Boską, żeby chroniła przed nieszczęściem, i rząd nie-boskich panienek na plakatach, żeby było na co okiem rzucić.

Jak większość kierowców ciężarówek, Zenek od dziecka miał fioła na punkcie motoryzacji. Zaczął od komara, potem była czerwona wuefemka. Gdy przesiadł się na garbatą warszawę, reszta świata przestała go interesować.

Potem dostał posadę w prezydium rady powiatowej, woził nyską miejscowych dygnitarzy. Karierę w Pekaesie zaczął od żubra, szybko awansował na jelcza. Wtedy nawet mu się nie śniło, że kiedyś będzie dosiadać 400-konnego MAN-a. Nazywa go "maniusiem" albo, kiedy ma zły humor, "maniakiem".

Tir morderca


W nocy na widok kolorowej choinki poruszającej się w ciemności nawet doświadczeni kierowcy mocniej chwytają za kierownicę. Najpierw rzędy migających świateł, podświetlona maskotka na dachu, potem ciemna sylweta olbrzyma. W wielkiej kabinie za czerwonym świecącym sercem przebitym strzałą siedzi trucker - kierowca cieżarówki.

Agata autostopowiczka: - Tirowcy lubią panować na szosie. Na autostradach boją się policji, ale odbijają sobie na drugorzędnych szosach. Widziałam, jak tarasują drogę albo straszą mniejsze samochody, podjeżdżając z tyłu na odległość kilkunastu centymetrów. Rechoczą i gnają swoje ofiary kilometrami.

Psycholog: - W samochodzie trudno rozładować napięcie. Kabina izoluje. Daje też poczucie anonimowości - nie zagraża odwet ze strony innych kierowców. Stąd zdarza się, że kierowcy próbują wyładować swoją agresję na drodze.

Zenek mówi, że jego to nie dotyczy. - Wszystkiemu winne osobowe.

Najgorzej jest wiosną, kiedy ci, co przez zimę trzymali auta w garażu, przypominają sobie, jak się jeździ.

Z poziomu "malucha", który z trudem walczy z mocnym podmuchem wiatru, żeby nie wylądować w rowie, tir to morderca spychający słabszych z drogi.

Dwa metry nad szosą, w kabinie ciężarówki racje są inne. "Maniuś" ma 18 biegów, 16 do przodu i dwa do tyłu, więc Zenek denerwuje się, kiedy musi wlec się za jakimś "maluchem". - Przypnie się taki do środkowej linii i czołga sześćdziesiątką. Ludzie są bez wyobraźni, myślą, że ja te 40 ton mogę w miejscu zatrzymać. Osobowy trąbi, że mu na złość pruję środkiem, a ja z boku mogę zahaczyć o gałęzie. Ta buda ma prawie cztery metry wysokości. Jak uszkodzę plandekę, to mam kłopoty na pół dnia - protokoły, policja, liczenie towaru, celnicy.

Granica niezgody

Przejście graniczne w Świecku. Na placu terminalu stoi kilkadziesiąt kolorowych ciężarówek. Chłodnie ze "spożywką" mają w kolejce pierwszeństwo, czekają tylko dwie godziny. Inne trucki stoją nawet dwa dni. Kierowcy sięgają po alkohol, rozwiązują się języki.

- Walnąłem piwko, upał, pić się chciało, a tu dwa kilometry dalej - misie. "Panie władzo - nawijam - całe życie siedzę w szoferce. To mój dom, a w domu chyba można się napić, no nie?". Pośmiał się i puścił. Tacy też się zdarzają - polewają następną kolejkę.

Jak "żółtek" z "prywaciarzem"

Polskich tirowców skłóciły kolejki na granicy i konkurencja.

- Stałeś kilkadziesiąt godzin, ale nie mogłeś zasnąć, bo jak się kimnąłeś na kierownicy, to zaraz cię kolesie objechali i czekałeś parę godzin dłużej - mówi kierowca czarnego DAF-a (Rocznie robi 150 tys. km). W 1989 roku ruszyli prywatni przewoźnicy, przerywając monopol Pekaesu.

Odtąd "prywaciarze" i kierowcy Pekaesu, czyli "żółtki", nazywani tak od firmowego koloru swoich ciężarowek, są w stanie zimnej wojny. W samym Pekaesie jeździ prawie 1300 kierowców. "Prywaciarzy" nikt nie potrafi policzyć.

Ci z prywatnych firm nie lubią "żółtków". - Za komuny tylko oni jeździli tirami na Zachód - mówi jeden z "prywaciarzy". Stoi już drugi dzień w kolejce i ma wszystkiego dość. - Rżnęli paniska, bo za jeden kurs mogli sobie kupić dużego fiata.

Z kolei kierowcy z Pekaesu uważają, że "prywaciarze", którzy jeżdżą na Zachód dopiero od pięciu lat, psują im opinię:

- "Prywaciarze" nas nie lubią, bo jesteśmy lepsi. Oni jeżdżą na wariata. Cały czas w drodze. Jak który załaduje w Gubinie, to zatrzymuje się dopiero w Bordeaux. 30 godzin za kółkiem. Parę godzin przekima na kierownicy i znowu w drogę. Potem śmiertelnie zmęczeni zasypiają za kółkiem.

Niemcy za to ich ścigają. Na drogach Wspólnoty Europejskiej obowiązuje zasada: cztery godziny jazdy, godzina odpoczynku i znowu cztery godziny za kółkiem. Potem obowiązkowa przerwa, co najmniej dziesięć godzin. Każdy tir ma tachograf - licznik, który mierzy czas pracy kierowcy i prędkość jazdy. Wszystko zapisuje na tekturowych tarczkach (Pod znakiem "łóżko" notuje czas odpoczynku, "koperta" to bieganie z dokumentami, a "dwa skrzyżowane młoteczki" - intensywna jazda).

Tirowcy nazywają "tacho" osobistym policjantem, a niemiecka policja sprawdza tarczki z całego tygodnia, bo zmęczony kierowca zagraża innym. Najczęściej wpadają kierowcy z prywatnych firm. Jeżdżą na akord.

- Nieraz mi naprawdę szkoda takiego, co jeździ u "prywaciarza" - mówi jeden z "żółtków". - Stoi chłopak na drodze i płacze, żeby dać mu chleba, nie ma co jeść, bo szef mu dał za mało. Albo mijam takiego w jelczu, zalewa się potem.

"Prywaciarzem" jest Mirek, jeździ w firmie kolegi - "Transpol-Europa". Wozi wszystko, co da się załadować. Jego rekordowy kurs to trasa Gdańsk-Madryt-Moskwa w trzy tygodnie. Kiedy jedzie się tranzytem przez Polskę, trzeba ją przejechać w ciągu 48 godzin.

- Przejeżdżam koło domu i nie mam czasu dzieci zobaczyć.

Spóźnienie na granicę kosztuje 5 do 8 mln kary.

- Kiedyś przez granicę jeździliśmy bokiem, "na wydrę". Pchałem się po prostu przed siebie, a jak celnik zatrzymywał, to wciskałem kit, że towar na wczoraj - opowiada Mirek. Dodaje, że szofer to podły zawód, ale na niego droga działa jak narkotyk.

Kiedy ma kłopoty, powtarza sobie słowa, które usłyszał od celnika: "Nająłeś się na psa, to szczekaj jak pies".

- Coś w tym jest - rozgląda się po szoferce. - Jesz, śpisz, pracujesz ciągle w tej samej budzie.

Podpis:
od lewej: Kazimierz ze Szczecina - w Pekaesie od 15 lat; Jan z Krakowa; Krzysztof z Łodzi; dwaj ostatni jeżdzą u "prywaciarza".

Artykuł pochodzi z roku 1994 i mi osobiście się podoba, choć urodziłem się w tym samym roku w którym on powstał ;-) .

[ Dodano: 2012-08-13, 21:14 ]
Życie kierowcy...

Niektórzy twierdzą, że się w nich zakochali jak w dziewczynach. Bez TIR-ów, w których spędzili kilkadziesiąt lat, nie mogą żyć. – Jak człowiek nie jeździ, czuje się chory – mówi Józef Gawin, od 38 lat kierowca ciężarówek.

Przemierzają miliony kilometrów – od Moskwy po Saragossę. Czasem wyruszają „w Europę” na miesiąc, żeby z kraju do kraju przewozić towary. Znają się jak w rodzinie. Nawet mówią o sobie „bracia”. Kiedy trzeba wymienić koło albo, nie daj Boże, komuś zdarzyła się „wanna” (w ich slangu – wywrotka) spieszą sobie na pomoc. I wspólnie grillują podczas 9-godzinnych postojów. – Jak w cygańskim taborze – śmieje się Zbigniew Myga z Katowic, od 32 lat w drodze. Przez CB-radio ostrzegają się przed „suszarkami”, czyli policyjnymi radarami, „misiakami” albo „krokodylami” – policjantami. Informują, gdzie najlepiej się zatrzymać, żeby się „wtulić”, czyli zaparkować. Protestują przeciw określeniu „tirówki”. – Dlaczego nie „osobówki”? – pyta Jerzy Paszek z Katowic, od 34 lat za kółkiem. – Często trudno mi zahamować, kiedy przede mną kierowca samochodu osobowego daje po hamulcach i szuka dziewczyny. Piosenki, filmy, opowieści pomogły w stworzeniu wokół nich ekscytującego klimatu. Tak naprawdę to ciężko pracujący ludzie. – Prawdziwa elita dróg – chwali ich komisarz Marcin Szyndler z Komendy Głównej w Warszawie. – Wypadki, które powodują są tragiczne i bardzo widowiskowe, ale w sumie jest ich niewiele. Stanowią tylko 10 proc. ogółu wypadków drogowych.

Inaczej widać świat

Ich ciężarówki, zwykle ważące około 40 ton, to królowe szos. – Z perspektywy kabiny na wysokości półtora metra inaczej widzi się świat – mówi syn Józefa, Dariusz Gawin z Bełchatowa, od 13 lat za kierownicą. Sam TIR – to też nie lada majątek. Za nowoczesny, z klimatyzacją i wyposażeniem trzeba zapłacić około 100 tys. euro. Do tego dochodzi cena przewożonego ładunku. – Jeśli to sprzęt elektroniczny albo metale szlachetne, jego wartość może sięgać 200 tys. euro – informuje Krzysztof Bilat, prezes jednej z katowickich firm transportowych. Do dziś z tyłu ciężarówek widać składaną niebieską tabliczkę z białym napisem TIR. Zamyka się ją, jeśli jedzie się do krajów unijnych, otwiera – gdy wjeżdża do Rosji, Chorwacji, Szwajcarii.

Bozia, grill i Myszka Miki

– Całe życie się mieszka w tym domku – pokazuje na swojego dafa Józef Gawin. – Tu mam wszystko: łóżeczko, ogrzewanie, proporczyki, Myszkę Miki dla ozdoby na szybie, firaneczki. I Bozię oczywiście, bo człowiek się modli. W Rosji odbieramy tylko rosyjskie programy, ale do granicy to i Mszy się słucha, i odmawia Różaniec. Paszek trzyma w kabinie kilka maskotek. Wielbłąd to pamiątka z Tunezji. Pies przypomina mu własnego goldena – Talesa. A papuga – to jego przezwisko... Oprócz tego wozi laptopa. Ważna też jest kuchnia – lodówka, grill, butla gazowa, czajniki, talerze, zapas wody pod naczepą, słoje z peklowanym mięsem... I szafa na ubrania na zmianę, buty... Kiedy „koń” (to w slangu znaczy: TIR) ma dłuższy postój, zdarza się, że czeka ich niespodziewany wypoczynek. – Przykładowo w Soczi nad Morzem Czarnym, jak się czeka 11 godzin na załadunek, to można odpocząć, pozwiedzać – mówi Józef Gawin

Litewska wina, francuska kara

– Ci kierowcy są świetnie wyszkoleni, w zależności od wieku nawet co rok przechodzą kontrole sprawności psychomotorycznych i stanu zdrowia – mówi komisarz Szyndler. Prawo do kierowania TIR-em można uzyskać po skończeniu 21. roku życia i przedłużać, dopóki kondycja kierowcy jest dobra. – Ważne, żeby starsi kierowcy doszkalali młodszych podczas próbnych jazd – dodaje. – A nie od razu wsadzali ich samych na TIR-y. Zdarza się, że po przekroczeniu 9-godzinnego czasu pracy prowadzący TIR-a może zasnąć i spowodować kolizję – wylicza przyczyny wypadków komisarz. Zwykle przestrzegają kontrolowanych godzin pracy. – W każdym TIR-ze znajduje się tachograf, teraz już elektroniczny, urządzenie rejestrujące pracę pojazdu – opowiada Bilat. – Da się go odczytać nawet do 21 dni wstecz. I jeśli kierowca jechał o godzinę dłużej na Litwie, może dostać za to mandat we Francji. Kierowcy w tygodniu mają pięć cyklów po dziewięć godzin jazdy i dziewięciogodzinną przerwę.

89 na godzinę

Maksymalnie mogą pracować 13 godzin, w tym dziewięć jechać, a pozostałe zajmować się przeładunkiem. Dlatego w tym zawodzie pracuje mało kobiet, bo przy przeładunku potrzeba niezłej tężyzny fizycznej. – Sam sobie rozkładam towar, żeby nie było przeładowania na osiach, za wszystko jestem odpowiedzialny – mówi Józef Gawin. Jako drugą przyczynę wypadków podaje się nadmierną prędkość pojazdów. – Ale mamy założoną blokadę i nie możemy przekroczyć 89 km na godzinę – tłumaczy Myga. Komisarz Szyndler uważa, że mówienie, iż kierowcy podczas postoju piją, a potem jadą podchmieleni, albo że dla „doładowania” biorą amfetaminę, to mity. – Badamy dokładnie krew sprawców kolizji. Zdarzają się tylko pojedyncze przypadki.

Ludzie specyficzni

– Jaka firma ryzykowałaby powierzenie majątku, jakim jest TIR, byle jakiemu pracownikowi? – pyta Bilat, który ceni swoich kierowców. Opowiada, że ich kierowcy mają obowiązek wypełniania tzw. karty kontroli pojazdu. Muszą na postojach i przejściach granicznych sprawdzać plomby, stan plandeki i podwozia. Wszystko dlatego, że na Zachodzie, zwłaszcza przed przejściem w Calais, nielegalni emigranci włamują się pod plandeki, wchodzą między przewożony towar i nielegalnie „podróżują” TIR-ami. A za przemyt osób grożą ogromne kary. – Przedtem baliśmy się jeździć do Rumunii, gdzie na każdym skrzyżowaniu wyrastały dzieci i żądały opłat, a jak nie, to nie można było jechać dalej – opowiadają kierowcy. – Teraz pełen zagrożeń jest też Zachód. – Kierowcy TIR-ów to specyficzny rodzaj ludzi. Mają doskonale poukładane sprawy rodzinne – mówi Bilat. – Czasem proszą o krótsze kursy, żeby coś pozałatwiać w domu, zwłaszcza kiedy mają dorastające dzieci. Poza tym są bardzo odpowiedzialni. – Nie można nikogo przymusić do tej pracy – uważa Dariusz Gawin, który odziedziczył skłonność do TIR-ów po ojcu. – Zawsze w drodze może zdarzyć się coś niebezpiecznego, ale u nas się mówi: „Ile wyjazdów, tyle powrotów”. A wszyscy im życzą: „Szerokiej drogi i gumowych drzew”.

Źródło: www.wp.pl


Życie za kółkiem

Łatwego życia nie mają. Pracują za kierownicą, śpią za kierownicą, jedzą i odpoczywają też. Do tego dochodzi wieczny stres - czy spokojnie dojedziesz na miejsce, czy nikt cię nie napadnie, czy nie ukradną ci towaru. Kierowcy tirów przyznają, że modlą się, kiedy muszą jechać z towarem do byłych republik radzieckich. Stres tym większy, im cenniejszy ładunek na pace.

Grubo po dwudziestej. Powoli zapada zmrok, jest chłodno, nawet zimno. Na parkingu dla tirów przy zjeździe z trasy Świecko - Terespol stoi kilkanaście samochodów ciężarowych. Kierowcy po przejechanym tysiącu kilometrów szykują się właśnie do snu. Mogliby pójść do pobliskiego hotelu, który na takich kierowcach zarabia od lat, ale wielu z nich

Woli zaoszczędzić

na delegacji i przespać się w samochodzie. Zresztą tuż przy granicznym Świecku samochody ciężarowe parkują gdzie popadnie. W przydrożnych lasach, na nieuczęszczanych drogach, nieużywanych parkingach. Kierowcy chcą w ten sposób zaoszczędzić parę złotych, które musieliby zapłacić za strzeżony parking.
Ale kierowców tirów przy zachodniej granicy jest teraz zdecydowanie mniej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Przed wejściem Polski do Unii Europejskiej kolejki ciężarowców ciągnęły się nawet 30 km na wschód. Co kilkadziesiąt minut rozlegał się tylko tępy głos samochodowego klaksonu. Kierowcy popędzali w ten sposób celników pracujących na terminalu w Świecku. Dzisiaj przy zachodniej granicy kolejek już nie ma a zatłoczona dotąd trasa A2 jakby się uspokoiła. Panuje cisza.
Nie zmienia to jednak faktu, że ciągnące się kilometrami kolejki tirów przed największymi terminalami odpraw celnych znikły z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej raz na zawsze. Zmieniła się jedynie granica. - To, że nie musimy już marnować czasu stojąc trzydzieści godzin np. przed Świeckiem nie oznacza wcale, że nie marnujemy tego czasu na innych terminalach. Takie kolejki nadal utrzymują się np. przy granicy polsko-ukraińskiej. Tam jest nawet gorzej. Widać tam doskonale, że celnicy na polsko-niemieckim przejściu, nawet przed wstąpieniem do Unii, pracowali zdecydowanie sprawniej - mówi Karol, 26-letni kierowca z Inowrocławia.
Na parkingu koło Świecka, około 35-letni kierowca w skąpych slipach próbuje się właśnie umyć. Trzęsie się. Po pierwsze dlatego, że niczym gimnastyk próbuje podciągnąć lewą nogę do kanistra z wodą zamocowanego przy tylnych, ogromnych kołach potężnego samochodu. To jedyne miejsce, gdzie można schować trochę czystej wody do toalety. Po drugie, bo na dworze jest zaledwie kilka stopni na plusie.
Pięć metrów dalej, przy wjeździe na parking, wisi ogromny billboard "Dzisiaj rabat cztery grosze" (zachęca kierowców do kupowania paliwa na pobliskiej stacji benzynowej). Pod nim siedzą w najlepsze

Tirówki

- uliczne prostytutki. Na tle reklamy wyglądają jeszcze bardziej komicznie, co często zauważają kierowcy zatrzymując się na pobliskiej drodze i pokazując sugestywnie panie palcem.
Zresztą prostytutki od dawna są stałymi bywalcami parkingów dla ciężarowych samochodów. Po cichu kierowcy przyznają, że mają tu stałych klientów. - Gdyby ktoś jeździł po świecie 20 dni w miesiącu, a do domu i żony zjeżdżał praktycznie na święta, to też by korzystał z ich usług. Tu chodzi o zwykłe fizyczne potrzeby - przyznaje w tajemnicy jeden z kierowców. Zresztą w marketach i sklepach przy stacjach benzynowych ulokowanych wokół parkingów jednym z towarów, który schodzi najlepiej są właśnie prezerwatywy. - Kierowcy kupują je najczęściej - mówi sprzedawczyni w jednym z takich sklepów niecały kilometr od Świecka. - Dodaje, że równie dobrze schodzą jedynie tabletki od bólu głowy. - Kierowca tira to bardzo męczący zawód - tłumaczy.
Całkiem dobrze przy takich parkingach sprzedaje się także alkohol. Kiedy kierowcy spędzają na parkingu ponad dobę, parę butelek piwa wypitych z kolegami ratuje czasem sytuację. Widać to zresztą dokładnie w przyparkingowych barach. Znudzeni czekaniem i zmęczeni trasą przesiadują tu godzinami wpatrzeni w telewizor. - Myślę, że w weekendy piwa schodzi nam tyle, ile w nienajgorszym lokalu w mieście - chwali się sprzedawczyni.
Ale zmęczenie robi swoje. - Często jest tak, że jesteśmy w trasie kilkanaście dni. Oczywiście z przerwami, ale co to za odpoczynek. Jedziesz z Warszawy do Madrytu, tam czekasz półtora dnia i wyruszasz do Moskwy. Podczas takich dni nie da się odpocząć. Dlatego często, wieczorami, padamy jak muchy - tłumaczy Marcin Muszyński z Poznania.
Tu pojawia się

Pierwsze niebezpieczeństwo.

Na śpiących w samochodach czają się złodzieje. Często są to zorganizowane grupy przestępcze trudniące się napadami na kierowców i łupieniem ich z załadowanego towaru. Takich ciężarowych mafii w przygranicznym województwie lubuskim jeszcze do niedawna grasowało przynajmniej kilka. - To bardzo niebezpieczni przestępcy. Zdarza się, że nie starcza im portfel śpiącego kierowcy. - tłumaczy Małgorzata Kalinowska, rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wlkp. W kwietniu gorzowskim policjantom udało się zatrzymać "Kominiarza". Przez osiem lat napadał na kierowców, złupił ich przynajmniej kilkaset razy. "Kominiarz" grasował sam. Podchodził od tyłu samochodu, wybijał szybę w kabinie śpiącego kierowcy i świecił mu latarką prosto w oczy. Zabierał pieniądze, biżuterię i telefony komórkowe. - To był bardzo groźny przestępca, zdarzało się, że napadał z bronią - tłumaczy Małgorzata Kalinowska. Wpadł dopiero po badaniach kodu DNA, a podczas przeszukania w jego domu policjanci znaleźli sztylety, kolce do przebijania opon i cały zestaw kominiarek. Okazało się także, że swoje napady skrzętnie dokumentował. Nie starczały mu jedynie wycinki prasowe. Dodatkowo prowadził specjalny notes, w którym opisywał kolejne napady i szczegółowo planował nowe. - Przy tym okazało się, że to całkiem niepozorny, mały mężczyzna. Na miejsce swoich akcji przyjeżdżał najzwyczajniej w świecie małym fiatem, albo pociągiem - wspomina rzeczniczka lubuskiej policji.
Marcin Muszyński mówi, że praktycznie nie ma sposobu, żeby obronić się przed takimi bandytami. - Teoretycznie prawie każdy z nas ma w kabinie gaz łzawiący. Słyszałem, że niektórzy moi koledzy mają nawet paralizatory. Ale to nie zawsze skutkuje, najczęściej okazuje się tak, że na jakąkolwiek reakcją obronną jest już za późno - mówi. Dodaje, że parkowanie na strzeżonych parkingach nie ratuje sytuacji. - Pewnie, że ci, którzy wolą stać na różnych zjazdach, czy nieużywanych drogach sami przestępców szukają przygotowując im praktycznie okazję. Przecież, jak kierowca śpi w samochodzie zaparkowanym gdzieś na skraju lasu, to praktycznie nikt nawet nie usłyszy, kiedy będzie działo się coś złego - mówi. Ale przyznaje od razu, że złe rzeczy dzieją się nie tylko podczas nocnego odpoczynku. - Wiadomo, że bandyci potrafią zatrzymać samochód podczas jazdy i sterroryzować kierowcę. Wszyscy nam powtarzają, żeby nie zatrzymywać się po drodze pod żadnym pozorem, a już na pewno na słabo uczęszczanych trasach. Na autostradzie jest raczej spokojnie. Tam nic złego stać się nie może. Problem pojawia się, kiedy trzeba z autostrady zjechać, a do miasta docelowego jechać przez las. Kiedyś mojego kolegę zatrzymał człowiek, pozorując wypadek samochodowy. Kiedy ten wysiadł z kabiny, z lasu wybiegło trzech mężczyzn ze sztachetami. Stracił wszystkie pieniądze, ale i tak miał dużo szczęścia, bo wyszedł z tego cało. Nie stracił też towaru, ale tylko dlatego, że wiózł wtedy jakieś drewniane palety - wspomina pan Marcin.
Ale niebezpiecznie jest nie tylko na polskich drogach.

Prawdziwa amerykanka

to panuje dopiero na wschodzie. Tam przestępców uzbrojonych w ostrą broń można spotkać praktycznie na każdej drodze. W naszym środowisku panuje takie przekonanie, że najgorsze kursy to Gruzja czy Uzbekistan - mówi odpoczywający na parkingu kierowca. - Wiem, że tam zdarzały się nawet pobicia kierowców. U nas gangi napadające na tiry zdarzają się, ale nie jest to jakąś normą. Tam praktycznie nie jest to nic dziwnego, a policja jakby w ogóle z tym nie walczy. Starsi kierowcy mówią nam, że takie rzeczy nie zdarzały się przed rozpadem ZSRR. Teraz nikt tego nie kontroluje - mówi. Dodaje, że niektórzy kierowcy mogliby napisać relację z wyjazdu do Gruzji mrożącą krew w żyłach prawie tak, jak relacje Kapuścińskiego z wojaży po Afryce.
Ale grasujące szajki napadające na kierowców nie są jedynym problemem w byłych republikach radzieckich. - Niektórzy mówią, że zdecydowanie gorszą mafią są tam urzędnicy celni na granicach i milicjanci na drogach. - Tyle się u nas gardłuje, że żyjemy w skorumpowanym kraju. Ale w porównaniu z tamtymi państwami, to my jesteśmy najbardziej uczciwym narodem - wspomina. - Tak, jest taka zasada. Dajcie mi kierowcę z samochodem, najlepiej na zachodnich blachach, a ja już znajdę paragraf. Mogą przyczepić się praktycznie do każdego i do wszystkiego, nawet do tego, że samochód jest za bardzo brudny. Chodzi tylko o jedno. O zielone - mówi. Przyznaje, że kilkanaście razy musiał zaproponować milicji dolary. - Stawki są różne. Ja zazwyczaj daje stówkę. Ale zasada jest jedna: nie płacisz - nie jedziesz - dodaje.
Pan Marcin mówi, że kierowca tira to jeden z najbardziej niewdzięcznych zawodów. - Często jest tak, że w domu bywam trzy, cztery dni w miesiącu. Praktycznie nie wiem, co się w nim dzieje, jak radzą sobie moje dzieci w szkole. Teraz i tak jest zdecydowanie lepiej, bo istnieje taki wynalazek, jak telefon komórkowy.

Zawsze można zadzwonić. Wcześniej, nawet jak coś się stało, to dowiadywałem się dopiero, jak wjechałem do Polski i zadzwoniłem do domu z budki telefonicznej - wspomina. Dodaje, że działało to zresztą w obie strony. - Kiedyś, jak się coś stało kierowcy w trasie, to rodzina dowiadywała się o tym dopiero znacznie później. Chyba, że żona siedziała przy odbiorniku radiowym i słuchała sygnałów o wypadkach z polskiego radia - mówi. Wspomina dokładnie specjalne audycje, z których kierowcy tirów korzystali bardzo często. - Dziś wystarczy jeden telefon - mówi. Ale praca jest bardziej niebezpieczna i znacznie cięższa. - Żeby zarobić jakieś rozsądne pieniądze nie można praktyczne wypuszczać z rąk kierownicy. Trzeba się z kółkiem zaprzyjaźnić - mówi.

Źródło: www.trybuna.com.pl
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Grafika: Shaxo | Wdrożenie: JacobCode.pl
Copyright © 2012 by FastKill.pl
http://www1.picturepush.com/photo/a/9147869/640/9147869.jpg